Świadectwo (1) z Rekolekcji Ewangelizacyjnych Swarzewo 2025

Świadectwo (1) z Rekolekcji Ewangelizacyjnych Swarzewo 2025

Zanim zdecydowaliśmy się pojechać na rekolekcje, od ponad 2 lat należeliśmy do Domowego Kościoła. Jednym z zobowiązań DK jest uczestnictwo raz w roku w rekolekcjach. Był to jednak nie jedyny powód dla którego chciałam uczestniczyć w rekolekcjach. Czułam wewnętrznie, że Pan Bóg nas tam posyła, miałam silne wewnętrzne przekonanie, że mamy tam jechać.

Tak, jak nie było mi łatwo namówić męża do bycia w Domowym Kościele, tak też musiałam się sporo natrudzić by namówić go na udział w rekolekcjach. Pan Bóg trochę mi w tym pomógł J Mój mąż od kilku lat powtarzał, że chciałby jechać nad morze, ja morza nie lubię. Powtarzał też, że bardzo chciałby odwiedzić swoich kolegów, którzy mieszkają w Gdańsku oraz rodzinę w Tczewie. A ja szukając rekolekcji trafiłam na rekolekcje nad morzem, w Swarzewie, „rzut beretem” od Władysławowa a na trasie mieliśmy… Tczew i Gdańsk J Poczułam w tym „rękę Pana” i jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że my na tych rekolekcjach mamy być.

Na rekolekcje pojechaliśmy jednak pokłóceni, atmosfera między nami była więc dość zimna. Łukasz dodatkowo już od kilku miesięcy nie był w stanie łaski uświęcającej. Przed wyjazdem miałam ogromną nadzieję, że Łukasz pójdzie do spowiedzi by z czystym sercem uczestniczyć od pierwszego dnia w rekolekcjach. Niestety tak się nie stało. W trakcie rekolekcji bardzo chciałam, żeby  Łukasz skorzystał z sakramentu pojednania. Ksiądz Tomasz powiedział na jednej z konferencji, że „rzeczy wymuszone dla Pana Boga nie mają wartości”, dlatego też jedynie bardzo delikatnie starałam się z Łukaszem rozmawiać o tym jak ważny jest stan łaski uświęcającej. Chciałam, aby ta decyzja nie była wymuszona i by wypłynęła z pragnienia jego serca.

Pierwszego dnia rekolekcji Ksiądz Tomasz powiedział także, że na tych rekolekcjach Pan Jezus będzie dotykał każdego, ale to od nas zależy czy my się na ten dotyk otworzymy. Bałam się, że Łukaszowi będzie trudno otworzyć się na działanie Pana nie będąc w stanie łaski uświęcającej, ale z drugiej strony przypomniałam sobie historie kilku osób, które najpierw zostały przez Pana dotknięte i dotyk ten spowodował, że dopiero pod jego wpływem przystąpiły do spowiedzi. Wiedziałam więc, że Pan Bóg potrafi trafić i do takich serc, dlatego nie traciłam nadziei na spowiedź Łukasza.

Tak, jak napisałam wcześniej, trudności pojawiały się od samego początku. Oprócz tego, że atmosfera między nami była zimna, to trafiliśmy na pokój, który był inny niż te obok nas. Pokoje obok były ładne, duże, wyremontowane a nasz… maleńki, z odpadającymi płytkami w łazience. Dostaliśmy dla naszej 4 osobowej rodziny jedno podwójne łóżko i uszkodzone łóżeczko. Nie mieściliśmy się na tak małej powierzchni z bagażami. Pokój jednak nosił nazwę …. Michała Archanioła. W tym ośrodku każdy pokój nosił nazwę jakiegoś świętego. Nasz synek ma na imię Michał na cześć Michała Archanioła i pomyśleliśmy, że osoba, która przyporządkowywała pokoje z tego powodu nam taki pokój wyznaczyła. Potem jednak rozmawialiśmy z Justyną, która pokoje rozdzielała. Justyna powiedziała, że nie brała pod uwagę, kto ma jakie imię, ponieważ osób i pokoi było zbyt wiele, pomodliła się jednak do Ducha Świętego słowami, by to On pokoje rozdzielał. Gdy to usłyszeliśmy, wiedzieliśmy, że nie dostaliśmy tego pokoju przez przypadek, bo jak wiadomo przypadek to drugie imię Ducha Świętego J Ja poczułam, że Pan Bóg daje nam kolejny znak, że to jest miejsce dla nas. A warunki akurat tego pokoju….?  Mam takie przekonanie, że Pan Bóg chciał nam pokazać, że nie zawsze będzie łatwo i przyjemnie i że trudności będą nas spotykać, a my musimy potrafić się w nich odnaleźć nie tracąc z oczu Pana. Musimy mieć tego świadomość i z pokorą je przyjmować. Trudy związane z warunkami w pokoju ofiarowaliśmy w intencji dobrze przeżytych rekolekcji.

To jednak nie było wszystko z rzeczy, które wtedy wydawały nam się trudne. Po przyjeździe zobaczyliśmy plan dnia, który nawet mnie, czyli osobę, która lubi się modlić, wprowadził
w pewne zdziwienie. Start modlitw o 7.40 a koniec często po 22, z trzygodzinną przerwą w ciągu dnia dla rodziny. Pierwsza moja myśl, gdy zobaczyłam pokój a następnie plan dnia to: „Jak Łukasz to przetrwa? On wróci po tym tygodniu jeszcze bardziej na mnie obrażony”. Przyznam, że przez chwilę zwątpiłam w to czy te rekolekcje przyniosą jakiekolwiek owoce.

Zaczęliśmy jednak uczestniczyć każdego dnia od samego początku we wszystkich zaplanowanych przez organizatorów modlitwach. Codziennie o 7.40 stawialiśmy się całą rodziną na pierwszych spotkaniach modlitewnych. Początkowo pomyślałam, że część modlitw, jak np. tę poranną będziemy omijać, a jako że mamy małe dzieci, to będziemy usprawiedliwieni. Uczestniczyliśmy jednak we wszystkich modlitwach, konferencjach i bardzo szybko zauważyliśmy jak coś się zmienia w nas i w naszych relacjach. Staraliśmy się dobrze wypełniać każde zadanie, dobrze zrobić każdy dialog, uważnie przeczytać to, co dostawaliśmy. Bardzo szybko poczułam, że te wszystkie modlitwy i spotkania powodują, ze nie jestem znużona i nimi zmęczona tylko, że chcę ich więcej i nie mogę doczekać się następnych.

Z racji tego, że najmłodszy synek zasypiał przy mojej piersi o godz. 20., nie mogłam uczestniczyć w apelu. Byłam pozytywnie zaskoczona, gdy Łukasz pomimo zmęczenia i początkowego zniechęcenia, od pierwszego dnia chciał iść wieczorem na apel, a następnie każdego dnia wychodził z pokoju by w nim uczestniczyć. I z dnia na dzień stawał się dla mnie coraz cieplejszy i milszy J

Pan Bóg zaczął nas dotykać. I jego, i mnie, i każde z nas to czuło.

Przedostatniego dnia Łukasz słuchał na sali świadectwa a ja w korytarzu zajmowałam się Gabrysiem który miał wtedy niecałe 1,5 roku. Na korytarzu stał głośnik więc jednocześnie opiekowałam się Gabrysiem i słuchałam świadectwa. Na ścianie obok miejsca, gdzie bawił się Gabryś, wisiał bardzo duży krzyż, nieco jedynie mniejszy ode mnie – mam ponad 160 cm wzrostu. Ten krzyż był duży i ciężki, a ja nie zauważyłam, że jest jedynie nałożony lekko na wieszak a nie powieszony. Krzyż spadł na Gabrysia, uderzył  w jego główkę. Gabryś zaczął bardzo mocno płakać, z główki zaczęła mu lecieć krew. Jednym z uczestników był lekarz, poprosiliśmy go więc natychmiast o konsultację, jednak bardzo szybko okazało się, ze Gabryś dosłownie po chwili przestał płakać, wyglądał na dziecko zadowolone, chciał się bawić,   a krwi było bardzo niewiele – nie więcej niż kilka kropli. Zaczęliśmy się zastanawiać jak wytłumaczyć to, że duży i ciężki krzyż nie zrobił  malutkiej i delikatnej główce absolutnie nic. Miałam wrażenie, jakby jakaś niewidzialna ręka ten krzyż trzymała i jedynie pozwoliła mu delikatnie musnąć główkę Gabrysia, by pokazać nam, że krzyża nie należy się bać, bo krzyż choć jest ciężki, to nikomu krzywdy nie wyrządzi i by pokazać nam, że jeśli będziemy szli na 100% tą drogą, którą nam wskazuje Pan, to On będzie słuchał naszych modlitw i zatroszczy się o naszą rodzinę.

Zawsze byłam pełna lęku o zdrowie naszych dzieci. Pomyślałam, że muszą mieć za patronów potężnych orędowników, bo wtedy będą bezpieczne. Codziennie modlę się do ich Archaniołów oraz do ich Aniołów Stróżów oraz do s. Faustyny z prośbą o opiekę nad nimi. Gdy podczas rekolekcji zobaczyłam, że Gabrysiowi nic się nie stało, poczułam że to znak od Pana Boga. Tuż po tym zdarzeniu zrobiliśmy dialog małżeński. Łukasz nie potrafił skupić się podczas dialogu, spoglądał na Gabrysia, na jego główkę, był pełen niepokoju a ja mu na to odpowiadałam: „Łukasz, nic mu nie będzie, zaufaj Panu”. Odczytałam to jako znak dla nas, że mamy ufać, wierzyć i podążać na 100% drogą, jaką Pan wskazuje, bez wybierania sobie tych elementów, które nam pasują  a bagatelizowania tych mniej wygodnych.

Gdy nadszedł ostatni dzień rekolekcji czułam bardzo duży smutek, że ten piękny czas się kończy.

Żal było nam odjeżdżać i opuszczać ośrodek misyjny, w którym byliśmy a warunki naszego pokoju zupełnie przestały nam przeszkadzać. To był dla nas bardzo dobry czas, poznaliśmy wspaniałych ludzi a Łukasz na koniec rekolekcji powiedział mi, że „to były najlepiej zainwestowane pieniądze” J

My z mężem widzimy ogrom owoców, jakie przyniosły te rekolekcje, czuliśmy działanie Ducha Świętego i bardzo gorąco namawiamy każdą niezdecydowaną parę do uczestnictwa
w rekolekcjach ewangelizacyjnych lub jakichkolwiek innych.