Kilka dni temu wróciłam z Oazy Rodzin Domowego Kościoła. To były pierwsze w moim życiu rekolekcje – tylko w pewnym sensie brałam udział w rekolekcjach, ponieważ tak naprawdę nie byłam tam, by uczestniczyć, lecz aby służyć. Diakonia wychowawcza – świetna sprawa, z serca wszystkim polecam. Wczoraj, gdy esemesowałam z przyjacielem wyznałam mu, że tęsknię za tą oazą. Dostałam odpowiedź, która utkwiła w moim sercu: „Tęsknota może nas inspirować i pchać do przodu” – coś w tym jest. Dziś rano obudziłam się z myślą, że jestem zobowiązana, by podzielić się z innymi tym co przeżyłam podczas tych rekolekcji. Czyżby to była ta inspiracja?
Na ONŻ 2 stopnia diecezji bydgoskiej trafiłam za sprawą zaprzyjaźnionego kapłana. Przedtem nie byłam związana z Ruchem Światło-Życie, nie znałam zasad funkcjonowania ruchu, słowa „domowy kościół”, czy „oaza” rzecz jasna obiły mi się wielokrotnie o uszy, ale nigdy nie przeżyłam na własnej skórze, jak to jest należeć do tej wspólnoty.
Pojechałam. Pełna obaw, trochę zestresowana, momentami przerażona, że to aż 2 tygodnie. Jak ja sobie poradzę z obcymi dzieciakami, z natłokiem czekających mnie obowiązków?
Te dwa tygodnie minęły zdecydowanie za szybko, a to co się wydarzyło przerosło moje wszelkie oczekiwania.
Zostałam wychowana w wierze, niedzielna Eucharystia jest we mnie zakorzeniona, nie potrafiłabym z niej zrezygnować. Moja mała wewnętrzna duchowa przemiana rozpoczęła się w pierwszej klasie liceum, czyli około 5 lat temu. Wtedy przyłączyłam się do małego zespołu muzycznego, coś a’la schola liturgiczna, zaczęłam głębiej rozwijać swoją wiedzę religijną, nawiązałam relacje ze wspaniałymi ludźmi, przeżyłam też wtedy wypadek samochodowy, który wiele mi uświadomił. Wydawało mi się, że prawdziwy przełom nastąpił w trzeciej klasie liceum, myliłam się jednak… Prawdziwy przełom nastąpił na tych rekolekcjach.
Podczas jednej z mszy świętych przed oczami przeleciało mi całe moje życie. Wszystkie złe i dobre rzeczy – jednocześnie czułam, jak te złe ciągną mnie niczym kamień w dół. Przyznaję – przepłakałam kilka godzin czasu wolnego, musiałam wszystko na nowo ułożyć w swojej głowie. Uzmysłowiłam sobie, że zaczynam dostrzegać małe rzeczy, a raczej dostrzegać w tych małych rzeczach działanie Boga. Miałam wrażenie, że w każdej homilii, którą tam usłyszałam są słowa bezpośrednio skierowane do mnie, że w każdym człowieku, którego tam spotkałam jest coś Bożego, że każda, dosłownie każda sytuacja mojego życia to planowe działanie Ducha Świętego. Od zawsze twierdzę, że w życiu nie ma przypadków. To wszystko co nam się przytrafia, ludzie, których spotykamy, słowa, które słyszymy, a nawet ból i cierpienie, którego doświadczamy to nie jest dzieło przypadku. Moja decyzja o wyjeździe na te rekolekcje, również nie była dziełem przypadku. Po powrocie jeszcze raz przeanalizowałam to, co chciałabym zmienić, to co chciałabym naprawić. Małymi krokami wprowadzam to w życie, z Bożą pomocą!
Chwała Panu!