Świadectwo z OR I w Jastrzębiej Górze
Mam na imię Dorota. Jestem żoną Andrzeja od 12 lat. Mamy troje cudownych dzieci. Po rocznej formacji w Domowym Kościele podjęliśmy decyzję wyjazdu na 15-dniowe rekolekcje pierwszego stopnia do Jastrzębiej Góry. Właściwie na rekolekcje zapisała mnie koleżanka z pracy zanim skonsultowałam chęć wyjazdu z moim mężem. Do domu wróciliśmy kilka dni temu i mimo, iż pierwsze emocje opadły, my nadal zgodnie twierdzimy, że lepszych wakacji nie mogliśmy sobie wymarzyć.
Pan Bóg upomniał się o nas po wielu latach. Jesteśmy małżeństwem oazowym, wiele lat temu odbyliśmy formację młodzieżową, wtedy poznaliśmy się. Teraz wiemy, że potrzebne jak nic na świecie było nam odnowienie duchowe. Na przestrzeni ostatnich lat borykaliśmy się z wieloma trudnymi doświadczeniami. Również na wiosnę tego roku, na przekór czysto ludzkim emocjom i znacznym wątpliwościom nie wykonałam telefonu, który miał odwołać nasz udział w rekolekcjach. Gdy dotarliśmy na miejsce, od pierwszych chwil uderzyła nas otwartość spotkanych tam ludzi. To rzadkie we współczesnym świecie. Na co dzień boję się obcych, a tutaj od początku miałam poczucie jakbym przebywała z bliskimi. Pan Bóg dał nam doświadczyć radości przebywania we wspólnocie ludzi, którzy poszukują w życiu tego samego, którzy żyją w bliskości z Panem Bogiem.
Życie czasem przytłacza nas trudnościami, które piętrzą się i nawarstwiają, bywają momenty, że od ich ciężaru nie mogę normalnie oddychać. Zamartwiam się o sprawy zawodowe, nasze małżeńskie, wreszcie o dzieci, również o ich przyszłość. I tak bardzo się wszystkiego i o wszystko boję. Ciągły niepokój niszczy mnie od środka, nie pozwala mi cieszyć się tym, czym obdarzył mnie dobry Pan Bóg, a za tak wiele powinnam Mu być wdzięczna. Teraz wiem, że niezastąpioną bronią w walce z wszelkimi przeciwnościami i codziennym niepokojem jest modlitwa i że Pan Bóg może dokonać w naszym życiu najwspanialszych cudów, chociaż po ludzku czasem jest tak beznadziejnie. A jeśli na co dzień niezwykle twardy, sceptyczny i surowy człowiek, jakim jest mój mąż wzrusza się do łez, bo doświadczył bliskości Boga, nie trzeba mi innych dowodów, bym miała pewność Jego obecności … dlatego nie chcę się już bać.
Mam na imię Andrzej. Dwanaście lat temu, gdy zawarliśmy związek małżeński, zrezygnowaliśmy z „OAZY”, nie kontynuując dalszej formacji. Oprócz tego, co napisała moja żona, chciałbym dodać, że również od 12 lat jestem policjantem. Ten czas był okresem mojego ciągłego oddalania się od wiary, od Boga. Niewątpliwie przyczynił się do tego charakter mojej pracy. Jest to pierwszy kontakt z osobami popełniającymi przestępstwa oraz ciągły kontakt ze środowiskiem przestępczym. Jednak przez ten cały czas widziałem starania mojej kochanej żony i muszę przyznać, iż to dzięki jej chęci bycia blisko Boga zdecydowaliśmy się wstąpić do Domowego Kościoła, a następnie po rocznej formacji na udział w 15-dniowych rekolekcjach. Radość, otwartość i siła ludzi, których tam spotkaliśmy, przede wszystkim zaś codzienna modlitwa i głęboko przeżywana Eucharystia spowodowały, że szybko zdecydowałem się przystąpić do sakramentu pojednania. Gdy powiedziałem o tej decyzji żonie, to najzwyczajniej w świecie płakałem. Bardzo chciałem przystąpić do spowiedzi, a zarazem strasznie się bałem. Teraz wiem, że była to moja najodważniejsza decyzja w życiu i najwspanialsza zarazem. Tamtego dnia, przyjmując Chrystusa do swojego serca, miałem poczucie, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Oddaliśmy Panu Bogu na nowo nasze życie, nasze dzieci, naszą przyszłość
i wszystkie nasze sprawy i jest nam z tym bardzo dobrze. Na nowo wierzymy, iż wszystko możemy w Tym, który nas umacnia.
Za pokój, który jest w naszych sercach Chwała naszemu Panu.
Dorota i Andrzej